Rozpoczęło się wołanie, a on w zasadzie zawsze jak się go zawołało to nawet jak był gdzieś na szafie to przybiegał. a tu nic. CISZA!
Jak wchodziłaś i wychodziłaś to nie wybiegł? - pytania do żony
Nic nie widziałam - odpowiadała
szybkie ubieranie i wybiegamy na zewnątrz. Fred! Fred! rozlegają się wołania. Sąsiad mówi - tam jest - pokazując palcem. Szybki bieg ale to nie on tylko troszeczkę podobny.
Ktoś inny mówi - tam widziałem jakiegoś kota - ale to biały kot.
Fred łobuzie gdzie jesteś? Już nawet czarne myśli - czyżby podobnie jak Zuza? Przeszukujemy pobliskie krzaki. Na szczęście nic.
Wracamy do domu. Siadamy na wersalce i wtedy skrzypnięcie jak w filmie o duchach. Drzwi do szafy lekko się uchyliły i .... zresztą zobaczcie sami:
W trakcie różnych niedzielnych czynności ktoś otworzył szafę, a on się wślizgnął i ułożył się na ciuchach a kiedy go wołaliśmy nie mógł wyjść, bo szafa była zamknięta może nie za mocno ale on nie mógł wyjść więc sobie leżał.
A to numerant!
:))... Też coś ;). Budzić kota :P. Ja bym też nie wyszła :D.
OdpowiedzUsuń